Marcin Meller program Kanał Zero książki TVN24

Photo of author

By Martin Boril

Marcina Mellera w ostatnim czasie jest dużo mniej niż kiedyś. Zniknął z telewizji, nie ma go regularnie w prasie, z YouTube łączy go tylko “Mellina”. Za to dużo czyta i pisze, ale książek.

– Równo z zawieszeniem działalności w Kanale Zero, zrobiłem sobie przerwę od komentowania polityki i stwierdziłem, że nie będę też tego robić w mediach społecznościowych. Rozpędzała się kampania prezydencka, która od początku zmierzała w stronę ponurego kabaretu. Odpoczynek od polityki drastycznie zredukował poziom hejtu, jaki lał mi się od dawna na głowę. Polityka od zawsze była moją pasją i namiętnością, ale po raz pierwszy w życiu zacząłem zastanawiać się na poważnie, czy to angażowanie się w politykę ma jakikolwiek sens – zdradza w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Meller.

Dziennikarka Katarzyna Kasia zauważa, że Meller jest jednym z najbardziej doświadczonych dziennikarzy w Polsce – z bardzo szerokim i nieczęsto spotykanym portfolio.

– Z jednej strony ma doświadczenie w lifestylowym dziennikarstwie, a z drugiej jest to dziennikarz, który odbył wiele niebezpiecznych podróży, pracował jako reporter i to naprawdę w niezwykle trudnych okolicznościach. Trudno jest wymienić wiele osób z Polski o tak szerokich doświadczeniach i horyzontach dziennikarskich – doprecyzowuje filozofka, wykładowczyni akademicka, publicystka i dziennikarka radiowo-telewizyjna, która występowała niejednokrotnie w programach Mellera.

“Buntownik z wyboru”

Studia historyczne na Uniwersytecie Warszawskim, które rozpoczął w 1987 roku, bardzo dobrze obrazują jego nastawienie do życia oraz buntowniczą naturę – wydział historyczny miał opinię „najbardziej opozycyjnego“ na uczelni.

                 Meller na jednej z licealnych imprez przebieranych; archiwum prywatne

Moje oczekiwania wobec studiów dotyczyły „działalności rewolucyjnej“, a nie nauki w ścisłym sensie. Wydział historii był najbardziej obiecujący i nie zawiodłem się. Na wydziale na 80-100 studentów było 30-40, którzy chcieli „knuć“. Nie było tam żadnej komunistycznej przybudówki, był tylko nielegalny NZS (Niezależne Zrzeszenie Studentów). Czas moich studiów to najwspanialsza szkoła życia dla 19-latka, którego ciągnie do spraw wykraczających poza rozrywkę – mówi w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Marcin Meller.

                 Marcin Meller w czasach Niezależnego Związku Studentów; archiwum prywatne

Na Mellera duży wpływ miał “opozycyjny” dom rodzinny. Jego ojcem jest nieżyjący już Stefan Meller, były ambasador RP w Paryżu i Rosji oraz były minister spraw zagranicznych. Natomiast matka, Beata Galicka, była wicedyrektorką Muzeum Warszawy. Zmarła gdy dziennikarz miał 31 lat.

– Większość znajomych rodziców to byli ludzie też związani z opozycją. Ukształtowały mnie zwłaszcza zasady przekazywane przez mojego tatę, czyli taka szkoła nawiązująca do polskiego romantyzmu: bunt jest zaletą, liczy się prawda, wolność słowa oraz wolność w ogóle – przyznaje Meller.

Na studiach Meller poznał Andrzeja Brzuszkiewicza, aktualnie wydawcę serwisów informacyjnych w Polskie Radio Jedynka. Znają się niemal 40 lat. 


– Charakteryzował się odwagą, pewnością siebie, charyzmą i temperamentem. Był jednym z liderów studenckiego ruchu opozycyjnego. Brał udział w manifestacjach i nielegalnej pracy przy dystrybucji książek podziemnych. Pod koniec lat 80. był również jednym z liderów i organizatorów głośnych happeningów Pomarańczowej Alternatywy w Warszawie, które satyrycznie wyśmiewały upadający komunizm – precyzuje Brzuszkiewicz. 

                  Marcin Meller w czasach Niezależnego Związku Studentów; archiwum prywatne

Na stronie Mellera, w zakładce “o mnie” ten pisze: “Od 1991 do 2003 roku byłem reporterem ‘Polityki’, gdzie opisywałem konflikty na Kaukazie, w Iranie, byłej Jugosławii oraz polskie życie społeczno-polityczne. W międzyczasie spędziłem ponad dwa lata w Afryce”.  

                  Rok 1992, Ogólnopolski Przegląd Muzyki Młodej Generacji w Jarocinie; archiwum prywatne

W rzeczywistości historia ta rysuje się o wiele ciekawiej, bo przygoda z “Polityką” miała swoje zakręty – z jednego nawet Meller wypadł. Miało to miejsce w 1995 roku, kiedy pisał dla “Polityki” reportaż o disco polo, które było wtedy popularne głównie na „ścianie wschodniej“. Meller dostał go do napisania m.in. dlatego, że był jednym z niewielu w redakcji, którzy w ogóle słuchali tej muzyki.  

– Po raz pierwszy usłyszałem tę muzykę, będąc reporterem na wojnie w Jugosławii, gdzie słuchali jej polscy żołnierze. Uznałem, że to bardzo fajna sprawa. Lubię muzykę ludową i postrzegam disco polo jako rodzaj muzyki ludowej, mam do niej “miłą słabość” – nie kryje dziennikarz.

Mimo sympatii do disco polo, praca nad tym reportażem „wyszła mu bokiem“, ponieważ tak dobrze się bawił (jeżdżąc z fotografem po klubach i stodołach), że nie dostarczył tekstu na czas, co ostatecznie doprowadziło do jego zwolnienia.

Generalnie Meller zawsze miał problemy z dotrzymywaniem terminów i zbierał ostrzeżenia, aż w końcu redaktor naczelny “Polityki”, Jerzy Baczyński, go zwolnił. Zanim wrócił do redakcji, wykonywał dorywcze prace, np. jako kierowca busa, przywożąc z Niemiec do Polski kalendarze.

Afrykański numer

Dzięki wstawiennictwu kolegów z redakcji, Meller dostał szansę pisania dla “Polityki” na zlecenie w ramach wierszówki. 

Kiedy dostałem po paru miesiącach sygnał, że mogę się ubiegać o przywrócenie do pracy, odwaliłem wtedy numer – bezczelny z dzisiejszej perspektywy – który jednocześnie miał kluczowe znaczenie dla mojego późniejszego życia. Zamiast poprosić o przywrócenie do pracy, powiedziałem, że wyjeżdżam na czas nieokreślony do Afryki – wspomina.  

Mimo zszokowania ze strony szefostwa, “Polityka” zainteresowana reportażami Mellera z Afryki dorzuciła mu trochę dolarów i ten przez cały 1996 rok pisał stamtąd. Jednak jego byt finansowy zabezpieczały głównie honoraria z holenderskiej redakcji, która płaciła dziesięciokrotnie więcej.

                   Zair, 1996 rok; archiwum prywatne

                 Etiopia, 1996 rok; archiwum prywatne

Meller uważa, że doświadczenia z opisywania konfliktów na Kaukazie, w Iranie i byłej Jugosławii nie pozostawiły mocniejszych śladów na jego psychice. 

– Mam po prostu naprawdę dużą zdolność przestawienia się z trybu na tryb. Dotyczy to rzeczy lekkich, gdy np. przez parę lat w “Dzień Dobry TVN” bezpośrednio po rozmowie o rzeczach sympatycznych, robiłem “Drugie Śniadanie Mistrzów”, czasami na bardzo poważne tematy: katastrofa, wojna etc. I tak samo było wtedy, gdy jeździłem na te wojny czy do stref konfliktów: gdy wracałem do Warszawy, szybko przestawiałem się – wyjaśnia. 

Jednak to przestawianie nie było takie proste. 

– Raz czy dwa zdarzyła mi się tylko historia, że na Krakowskim Przedmieściu nagle coś huknęło i okazało się, że to śmieciarka. A ja rzuciłem się na ziemię, bo instynktownie uznałem, że ostrzał się zaczął. Moja żona uważa, że coś tam z tych wyjazdów odłożyło się w mojej psychice, ja natomiast uważam, że nie – dopowiada.  

Kto pamięta Agenta?

W 2000 roku, ku zaskoczeniu samego zainteresowanego, pojawiła się nietypowa propozycja, bo z telewizji. TVN zaproponował mu prowadzenie “Agenta”, czyli pierwszego w Polsce reality show opartego na belgijskim “De Mol”. Meller wspomina to, jako kluczowy moment dla jego późniejszej kariery telewizyjnej. 

                 Fotografia z planu “Agenta”; archiwum prywatne

– Decyzja o powierzeniu Mellerowi prowadzenia programu “Agent” wyszła od Sandry Walter [prowadząca programy w TVN – red.], która zwróciła na niego naszą uwagę, określając go jako „fajnego, młodego, efektownego faceta, lubianego przez kamerę“ – wyjaśnia w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Edward Miszczak, aktualnie dyrektor programowy Polsatu, wcześniej przez wiele lat w TVN.

Żeby przekonać Mellera, ekipa TVN dała mu kasety wideo ze szwedzką wersją “Agenta”. Zadziałalo – w jedną noc obejrzał 10 odcinków.

– Zachwyciłem się formatem programu, jednocześnie byłem absolutnie przerażony swoją rolą. Szwedzka wersja była prowadzona przez przystojnego profesjonalistę w typie Oliviera Janiaka. Uważałem, że się do tego nie nadaję, mając „nietelewizyjną gębą“, wadę wymowy, totalny stres i strach przed kamerą oraz wystąpieniami publicznymi. Mimo to, Miszczak namówił mnie do udziału – wspomina.

I tak Meller w latach 2000-2002 poprowadził trzy sezony “Agenta”. 

                 Fotografia z planu “Agenta”; archiwum prywatne

Po powrocie do Polski byłem załamany. Wstydziłem się oglądać pierwszy odcinek z kimkolwiek, zamknąłem się w domu, żeby samemu tego doświadczyć i zmierzyć się z tą porażką. Oglądając go, byłem zaskoczony, że nie ma katastrofy, a ja wypadam znośnie. Zrozumiałem i doceniłem wtedy jak istotny jest montaż telewizyjny – przyznaje.  

Jego charakterystyczny, powolny sposób mówienia z pauzami, który budował napięcie i stał się jego znakiem rozpoznawczym, wynikał ze stresu podczas nagrań. Po prostu posłuchał szwedzkiego konsultanta, który doradził mu, aby mówić wolno i robić długie przerwy, ponieważ program nie był na żywo i zawsze można coś wyciąć.

– Nie każdy jest tak wyrazisty, nie każdy potrafi przebić się przez ekran na tyle, żeby go zauważyć, zapamiętać, nie pomylić z innym prezenterem, a Marcina trudno pomylić z kimś innym – zauważa Miszczak.

Oglądalność pierwszej edycji wynosiła ponad 2,5 mln widzów, dzięki czemu Meller trafił do świadomości opinii publicznej. – Doświadczenie z „Agentem“, mimo początkowego przerażenia, podbudowało mnie i dało mi pewność, że poradzę sobie z kamerą, co było ważne przed przejściem do programów na żywo – komentuje dziennikarz.

Od polityki do lifestyle’u i z powrotem 

W 2005 roku pojawiła się kolejna telewizyjna propozycja, tym razem prowadzenia programu na żywo – “Dzień Dobry TVN”. Ofertę przyjął, a współgospodarzem śniadaniówki był w latach 2005-2008 (duet z Kingą Rusin) oraz 2013-2019 (z Magdą Mołek).  

Wraz z Magdą Mołek stworzyli fajny, intelektualnie bardzo sprawny duet. To po prostu chciało się oglądać – przyznaje Miszczak.

                  Z Magdą Mołek w “Dzień Dobry TVN”; archiwum prywatne





“Do trzech razy sztuka. Właśnie drugi raz odchodzę z ‘Dzień dobry TVN’. W 2008 solo, a teraz w doborowym towarzystwie, razem z Magdą Mołek“ – pisał Meller w mediach społecznościowych w sierpniu 2019 roku po drugim odejściu ze śniadaniówki.  

Miszczak zauważa, że Meller podchodził odpowiedzialnie do wykonywanej pracy, miał swoją wizję, co mogło być kłopotliwe z punktu widzenia producentów.

– Marcin kojarzy mi się ze szlachetnością. On nie daje ciała, nie podpisuje się pod byle czym. I to było zawsze trudne dla producentów, bo on niektóre swoje wyobrażenia chciał przekształcić na program telewizyjny, a to czasami nie idzie w parze. Z drugiej strony, producenci musieli uwzględniać jego opinię. To był taki prowadzący, który “nie kupował wszystkiego” – wskazuje.

Przygoda z TVN rozrosła się o TVN24, gdzie Meller od 2009 do 2022 roku prowadził sobotni program (nagrywany kilka godzin przed emisją) “Drugie Śniadanie Mistrzów”, w którym komentowano aktualne wydarzenia polityczno-społeczne. Do programów zapraszał czwórkę gości z szeroko rozumianego świata kultury i showbiznesu.

                  Pierwszy odcinek “Drugiego Śniadania Mistrzów”, 2009 rok; archiwum prywatne

Jest bardzo rzetelnym dziennikarzem, świetnie przygotowanym do rozmów. Przede wszystkim ma pomysł na rozmowę. To nie jest tak, że cokolwiek się wydarzy w trakcie programu, to będzie dobrze. Zawsze uprzedzał gości co do tematyki programu, więc mieliśmy szansę przygotować się, co bardzo doceniam i odbieram to jako troskę o najwyższą jakość tego, co się robi – ocenia Katarzyna Kasia.

                  Studio “Drugiego Śniadania Mistrzów”; archiwum prywatne

                    Fotografia  z planu TVN24; archiwum prywatne

Program w jesiennej ramówce w 2022 oglądało średnio 417 tys. widzów, a więc o 83 tys. oglądających więcej niż w analogicznym okresie rok wcześniej. Mimo tego Meller postanowił rozstać się ze stacją.  

 – To chyba taki najbardziej zapamiętany sukces Marcina. Podejrzewam, że widzowie mieli do niego zaufanie, ponieważ nie krygował się na kogoś kim nie jest – stwierdza Miszczak.

Odszedł z powodu wypalenia, które narastało przez lata. – Choć na początku bardzo lubiłem ten program, a pierwsze lata były pełnym zachwytem, to po jakimś czasie zaczęło następować zmęczenie materiału – nie ukrywa Meller.  

Czytaj więcej: TVN24 nie zgodził się na udział Krzysztofa Stanowskiego w „Drugim śniadaniu mistrzów”

Naczelny “Playboya” 

Bardzo istotnym – i jak okazuje się najmilej wspominanym przez Mellera – rozdziałem zawodowym były lata 2003-2012, kiedy to piastował funkcję redaktora naczelnego polskiej edycji „Playboya”.

Jak przyznaje sam Meller, był „kandydatem drugiego wyboru“, zresztą podobnie jak w przypadku “Agenta”. Wybrany pierwotnie naczelny, Paweł Sito, nie był w stanie podjąć tej pracy, co wymusiło szybkie znalezienie zastępcy.  

Pierwsze lata, do momentu kryzysu w 2008/2009 roku, wspomina jako „najlepszą pracową zabawę życia i totalną frajdę z prowadzenia pisma“. – Świadectwem dobrej atmosfery jest fakt, że jako byli pracownicy nadal utrzymujemy ze sobą kontakt, mając wspólną grupę na Facebooku – zdradza.

                  fot. screen www (kapif)

Wspomina również system “barterów knajpianych”, który pozwalał na spotkania służbowe w warszawskich restauracjach. Wykorzystywali to także do celebracji zamknięcia numerów, zapraszając współpracowników, modelki i fotografów “do miasta”.  – Moje życie w tym czasie nie przypominało stereotypu “króla życia” – zastrzega.

Praca w „Playboyu“ była tylko jedną z kilku rzeczy, którymi się zajmował – jednocześnie prowadził „Dzień Dobry TVN“, później „Drugie Śniadanie Mistrzów“, a także pracował nad książką o Gruzji. – Ta różnorodność („druga noga“) pozwalała mi zachować równowagę – przyznaje Meller.  

Internetowy falstart

Przyszedł także czas na spróbowanie swoich sił w internecie. I była to próba największego kalibru. W połowie listopada 2020 roku został redaktorem naczelnym Wirtualnej Polski, która potrzebowała wzmocnienia znanym nazwiskiem.

Dla tego stanowiska po 10 latach porzucił pisanie felietonów do “Newsweeka” oraz przestał być dyrektorem wydawniczym Grupy Wydawniczej Foksal. 

Niestety na próbie się skończyło, bo Meller – ku zaskoczeniu wszystkich – naczelnym był zaledwie przez… trzy tygodnie. Odszedł w dyskusyjnym stylu, bo już na początku grudnia zostawił wypowiedzenie na recepcji, a kierownictwo i współpracownicy dowiedzieli się o tym z jego wpisu na Facebooku. 

Piotr Mieśnik, jego zastępca, a później już oficjalnie następca, wyjaśnia w rozmowie z Wirtualnemedia.pl, że rola naczelnego, szczególnie w tamtym czasie, była bardziej związana z zarządzaniem i aspektami biznesowymi niż z tradycyjną pracą redakcyjną, co mogło być powodem odejścia Mellera.

– Byłem odpowiedzialny za wprowadzenie Marcina do organizacji, później zostałem jego zastępcą. Współpracowało się bardzo dobrze, bo to jest fajny facet. Myślę jednak, że żeby pracować w trybie korporacyjnym, trzeba mieć określony rys charakterologiczny. Nie oceniam korporacji, nie twierdzę, że jest czymś złym, po prostu każdy z nas jest inny, ma inne potrzeby, inny styl pracy – wyjaśnia.  

– Zaraz po moim przyjściu do WP okazało się, że ja i moi pracodawcy mieliśmy odmienne i wzajemnie się wykluczające oczekiwania co do mojej roli w redakcji – ustosunkowuje się Meller.

Meller podczas odejścia stwierdził jedynie enigmatycznie, że miał “istotne powody”, ale one nigdy do końca nie zostały oficjalnie wyjaśnione. – Mam tylko przypuszczenia, że może zobaczył, ile będzie pracy. Nie mam do niego o to żalu. Nie podobało mi się tylko, że najpierw ogłosił swoją decyzję na Facebooku, a dopiero później powiedział w firmie, która go zatrudniła – tak po latach sytuację wspominał w niedawnym wywiadzie Jacek Świderski, prezes WP. 

Pierwszy symetrysta 

Internet ma do siebie to, że jest demokratyczny i szybko weryfikuje wszystkich, także gwiazdy, które nagle samodzielnie muszą walczyć o uwagę widzów czy czytelników. Krótki romans z WP nie był jedyną sytuacją, która w internecie boleśnie zweryfikowała Mellera. W 2023 roku, już po odejściu z telewizji, ruszył z „Drugim Śniadaniem Mellera” na własnym kanale YouTube, który to zawiesił po kilku miesiącach i zaledwie 23 opublikowanych materiałach. 

Model biznesowy miał opierać się na wpłatach patronów, ale tych było zdecydowanie za mało, by projekt był rentowny. Meller musiał dokładać z własnej kieszeni. Na początku nagrywany w jednej z warszawskich kawiarni, po jakimś czasie przeniósł się do domu Mellera, a ostatnie opublikowane nagranie to już rozmowa 1:1 w formie wideocalla. W międzyczasie zmniejszała się także liczba gości i osób pracujących przy realizacji, by ostatecznie wstrzymać projekt.

Odtwarzanie telewizji w internecie się nie udało, a popularność z TVN niestety nie przełożyła się na wyniki i wsparcie internautów, które pozwoliłoby utrzymać program. 

Ale Meller nie złożył broni i podjął kolejną próbę, choć już na czyjeś ryzyko. W lutym 2024 roku zaczął współpracę z Kanałem Zero, gdzie zrobił kolejne podejście do “śniadania”, czyli  “Trzecie Śniadanie”, które bardziej przypominało podsumowanie wydarzeń tygodnia z udziałem publicystów, jakie nadają stacje telewizyjne, niż wcześniejszy format dziennikarza.  

Z odcinka na odcinek spadała oglądalność programu. Z końcem 2024 roku ogłosił, że program ukazuje się po raz ostatni, po 37 opublikowanych filmach. W ostatnich tygodniach audycja zbierała zwykle między 50 a 100 tysięcy odsłon. 

Czytaj więcej: Marcin Meller zawiesza „Drugie śniadanie Mellera”. “Niestety doba ma tylko 24h”

Meller zapowiedział jednocześnie, że to nie koniec jego współpracy z Kanałem Zero i – rzeczywiście – w grudniu 2024 roku wystartowała „Kolacja Mellera”. Format i oglądalność były podobne do “Trzeciego Śniadania”, ale inna pora – program ukazywał się wieczorami. Natomiast już dwa miesiące później zniknął z Kanału Zero ze względu na start Krzysztofa Stanowskiego w wyborach na prezydenta. 

screen YouTube
 

Pisarz

Efektem poszukiwania zawodowych wrażeń jest “etat” pisarza. Pierwszy reportaż wydał w 2011 roku, a w 2022 roku opublikował debiutancką powieść sensacyjno-przygodową “Czerwona ziemia”, która zdobyła status bestsellera. Dwa lata później ukazała się jego najnowsza powieść przygodowa “Dzieci lwa”.

Czytaj więcej: Marcin Meller debiutuje jako powieściopisarz. „Być może mam nowy fach w ręku”

– Zamieściłem w niej opisy studenckich „praktyk robotniczych“ i życia studenckiego, nic tam nie jest wymyślone. Znajomi ze studiów czytali tę powieść i dziwili się, jakim cudem pamiętam takie rzeczy. Pomimo słabej pamięci do bieżących rzeczy, pamiętam intensywne przeżycia, a także prowadziłem dzienniki, co pomagało skojarzyć po latach szczegóły – zdradza Meller.

Ostatnio publikował książki z częstotliwością mniej więcej jednej rocznie, ale to za mało, by starczyło na jedyne źródło utrzymania.

Radiowiec

Obecnie Meller skupia się na talk-show “Mellina” w Eska Rock, który prowadzi od 2023 r, a wcześniej robił to w latach 2009-2013 w Roxy FM. – Myślę, że jest człowiekiem, który jest ciekawy świata. To znaczy jego naprawdę interesują odpowiedzi na pytania, które zadaje rozmówcy. To nie jest tak, że on pyta, żeby zrealizować jakiś brief, żeby zapełnić czas antenowy. Tylko kiedy pyta, to rzeczywiście jest żywo zainteresowany, jaką odpowiedź usłyszy – mówi Katarzyna Kasia.

Grupa ZPR Media, w skład której wchodzą stacje Eski, oferowała Mellerowi również inne formaty, ten jednak odmówił. – Podziękowałem, bo to oznaczałoby związanie się na wyłączność z jedną firmą, a ja cenię wolność, różnorodność, obcowanie z różnymi ludźmi. Dzięki temu nie zamykam się w żadnej bańce – wyjaśnia.

Pewnie ok. 90 proc. moich znajomych głosuje na szeroko rozumianą Platformę, natomiast w sensie mentalnym nigdy nie byłem w żadnej bańce – dodaje.

Próby niezamykania się w bańce skończyły się dla Mellera oskarżeniami o tzw. symetryzm, czyli szukanie symetrii w działaniach PiS i PO. 

W 2023 roku dziennikarz wycofał się z prowadzenia panelu o symetrystach Campusie Polska Przyszłości, organizowanym przez Rafała Trzaskowskiego. Powodem było wykluczenie Grzegorza Sroczyńskiego z dyskusji, którą Meller miał prowadzić.

Marcin niejednokrotnie oberwał za symetryzm. To jest bardzo trudne dla człowieka, który jest rzetelnym dziennikarzem, wychowanym właśnie w świecie, w którym rzetelność dziennikarska polegała na tym, żeby nie stać po żadnej ze stron politycznego sporu. Aktualnie po głowie dostają rzetelni dziennikarze, którzy przyglądają się sytuacji po obydwu stronach, nie oceniają, a starają się prezentować różne stanowiska, punkty widzenia. Gdy myślę o Mellerze, to właśnie ta cecha wydaje mi się najistotniejsza – ta walka o wartościowe dziennikarstwo – komentuje Kasia.  

– Zawsze mnie ciekawi co myślą “tamci”, czyli druga strona. Nawet jeżeli kompletnie nie zgadzam się z nimi, to mnie ciekawi ich punkt widzenia. Dopuszczam możliwość, że ludzie o odmiennych poglądach również kierują się dobrymi intencjami – wyjaśnia Meller.  

Edward Miszczak zestawia Mellera z Bartoszem Węglarczykiem, redaktorem naczelnym Onetu. – To nie tylko rewelacyjna postać telewizyjna, ale bardzo sprawny, uniwersalny dziennikarz – najpierw pracował w “Polityce” potem w “Playboy’u”. Myślę, że kolejną podobną postacią, która ma dwie nogi dziennikarskie – jako piszący i prowadzący programy – jest Bartek Węglarczyk. Połączenie takich umiejętności zdarza się rzadko, bo zazwyczaj albo ktoś czuje się lepiej w pisaniu/redagowaniu, albo przed kamerą. Życie Marcina potoczyło się w kierunku internetu, ale myślę, że można śmiało stwierdzić, że telewizja za nim tęskni – kwituje z nostalgią Miszczak.








Zdroj

Napsat komentář